Spotkanie z byłym więźniem obozu zagłady
„Nie załamywać się walczyć do końca…”
W połowie naszej cudownej przygody trakcie wymiany młodzieżowej, o której pisaliśmy w poprzednim artykule, przeżyliśmy coś wyjątkowego. Spotkanie z byłym więźniem obozu, Panem Smreczyńskim, które na wszystkich uczestnikach wymiany, uczniach jak i nauczycielach zrobiło ogromne wrażenie.
Swoją opowieść rozpoczął od roku 1940, kiedy to został skierowany na prace przymusowe w Saksonii przy naprawie torów kolejowych. Zajęcie to okazało się zbyt wyczerpujące, zaczęły pojawiać się pęcherze, rany. Pan Smreczyński usłyszał słowa od jednej z mieszkanek pobliskiej miejscowości: „to nie jest praca dla was, uciekajcie w niedzielę, wtedy jest mało policji”. Niestety ucieczka nie udała się i zostali skierowani do pracy w kamieniołomach, przy której stosunek Niemców do robotników był o dziwo bez zarzutów. Praca jednak była ciężka. „Chciałem uciec, lecz koledzy obawiali się obozu, więc postanowiłem uciec sam. Udało się…”- jak mówi Pan Smreczyński. Po sześciu miesiącach, kiedy to policja przestała się interesować sprawą zbiega, wrócił do swojego miasta niedaleko Oświęcimia, gdzie pracował w piekarni. Czytał gazety, słuchał ostatniego radia (wcześniej posiadanie radia zostało wszystkim zabronione) wiedział więc co się w świecie dzieje. Kiedy Niemcy uderzyli na Rosję był pewien, ze Niemcy przegrają.
„Idąc z dziewczyną zauważyłem, że idzie za nami burmistrz z żoną. Po 1-1,5h spaceru odprowadziłem dziewczynę do domu. Burmistrz zatrzymał mnie i zażądał dokumentów. Chciał abym podpisał „Volksliste”- listę przynależności do narodu Niemieckiego, ponieważ z wyglądu przypominałem Niemca. Odmówiłem jednak, powiedziałem, jestem Polakiem, a nie Niemcem”- kontynuuje.
Pan Smreczyński zaangażował się w pomoc więźniom i uciekinierom z Rzeszy. Pewnego dnia zgłosił się do niego po kartki na chleb kolega z Saksonii, który też uciekł. Zapewnił, że będzie je rozdawał wśród więźniów. Następnego dnia miała miejsce szarpanina podczas której znaleźli te kartki. Nasz bohater został aresztowany, ponieważ kolega pod wpływem tortur go wydał. Był to rok 1943. Następnie zostałprzewieziony do więzienia Gestapo w Mysłowicach . Bez komentarza podpisał dokumenty, świadczące o jego działalności, więc nie był bity. Dalej więźniowie byli rozwożeni po obozach. „Najbardziej obawialiśmy się Auschwitz”-wspomina. W nocy 46 osób, w tym Pana Smreczyńskiego, załadowano do samochodu, dotarli do Auschwitz. Wiedzieli, że może to być ostatni dzień ich życia. Samochody zatrzymały się pomiędzy krematorium, a willą komendanta. Szli w stronę bramy z napisem „ARBEIT MACHT FREI” wiedzieli , że to nie prawda. Pomiędzy 10 a 11 blokiem stało ok. 17 osób, rozpoczął się sąd. Podzielono ich na trzy grupy. Nie wiedzieli konkretnie co to znaczy. Wieczorem grupę 1 przewieziono do Birkenau, tam została zagazowana, grupa numer 2 wróciła do bloku i następnego dnia również trafiła do komory gazowej. Grupa nr 3, w której był Pan Smreczyński udała się do bloku 11, gdzie kazano im położyć się na betonie, nie wiedzieli co z nimi będzie. Musieli się rozebrać, ogolono im włosy, zrobiono tatuaż z numerem . Nasz gość został umieszczony w bloku nr 2. Zauważył tam Niemca z Mysłowic z zielonym trójkątem, usłyszał od niego, że będzie mu pomagać. Niestety on nie przeżył. Pan Smreczyński dowiedział się, że podczas apelów, jakichkolwiek zbiórek najlepiej stać w środku, ponieważ osoby z przodu, tyłu i po bokach są najbardziej narażone na bicie. „Układałem kostkę, woziłem piasek, budowałem schrony dla esesmanów. Codziennie działo się coś dramatycznego. Orkiestra obozowa grała marsze.”
Pewnego dnia ok. 1 tys. więźniów, w tym naszego bohatera zaprowadzono do Birkenau, ustalili oni między sobą, że jeśli będą ich pędzić do komory gazowej, to zaczną uciekać, ponieważ lepiej zginąć od kuli niż zostać zagazowanym. Nieoczekiwanie esesmani wpędzili ich do wagonów. Jechali ok. 20 godzin, lecz nie wiedzieli dokąd. Okazało się, że trafili do obozu w Mauthausen. Pracowano tam w kamieniołomach, lecz oni zostali skierowani do fabryki zbrojeń. „Staliśmy nago, podeszli do nas młodzi esesmani i bili. Nagle podszedł do mnie jeden z nich i spojrzał mi się prosto w oczy, nie uderzył, poszedł dalej i bił innych. Wszyscy się dziwili… Zacząłem współpracować z trzema innymi więźniami.”- opowiada Pan Smreczyński. Niemcy wybierali ludzi do kuchni. Tak trafił do kuchni obozowej, co uratowało mu życie. Pracował tam przez 10 miesięcy do zakończenia wojny. Nagle ALARM „Amerykanie” zrzucają bomby. Zaczęli biec. „Biegłem na końcu. Wywróciłem się, coś wybuchło, byłem lekko przysypany ziemią. Ogarnęła mnie panika. Moment strachu. Gdzie uciekać? …” Wszyscy biegli w stronę dwóch dziur w ogrodzeniu. Opuszczenie obozu wiązało się z wyrokiem śmierci lecz nikt wtedy o tym nie myślał. Biegli, nagle samolot zaczął ich ostrzeliwać, wszyscy skoczyli do rzeczki, obok Pana Smreczyńskiego, ok. 20 metrów wybuchła bomba. Straszliwie zmęczeni, w strachu, leżeli na polanie. Ucieczka się nie udała, trafili znów do obozu. Bombardowanie spowodowało tam ogromne straty. Ustawiono ich w kolejce do lekarza i klasyfikowano kto się nadaje do pracy, a kto zostanie zaprowadzony do komory gazowej.
„Musimy wiedzieć że życie ma sens i czas. Trzeba mieć odwagę powiedzieć stop. Zło nie może trwać. Człowiek powinien skupić się na własnym rozwoju moralnym i działać na rzecz powszechnego dobra. Żyć i pozwolić żyć innym.”- podsumowuje
Nadszedł wyczekiwany czas pytań. Dowiedzieliśmy się, że Pan Smreczyński jest już 65 lat razem z koleżanką z którą poznali się w gimnazjum. Pani Smereczyńska została odznaczona medalem przez prezydenta Polski za pomoc więźniom obozu w Auschwitz. Oboje mają syna lekarza oraz wnuka inżyniera. Te wszystkie wspomnienia towarzyszą mu codziennie. Postanowił nawet usunąć numer obozowy, gdyż myślał, że zapomni. 25 lat nikt nie wiedział, że jest on byłym więźniem, ponieważ nikomu się tym nie dzielił. Pewnego dnia, gdy leżał w szpitalu koleżanka kardiolog powiedziała do niego „Tadeusz powiedz jak to było w Oświęcimiu” był w szoku. Padło również, od jednej z naszych koleżanek z wymiany, pytanie „Czy czuje Pan ulgę po ukaraniu sprawców?” odpowiedź była krótka „żadnej satysfakcji”.
„Starajmy się w swoim gronie utrzymywać moralne zasady. Wtedy życie ma sens. Mieć odwagę swoje moralne cele wprowadzać nie siłą, ale też nie dać się zrzucić do kąta…” ~ Tadeusz Smereczyński.
Spotkanie z Panem Tadeuszem Smereczyńskim było bardzo wzruszające dla wszystkich, którzy słuchali jego opowieści w ciszy i skupieniu. Niejednemu zakręciła się łza w oku, zwłaszcza gdy powiedział, że obóz odcisnął na nim piętno, ponieważ pozbawił go wszelkich uczuć, nie odczuwa ani radości ani smutku. Jednak dla nas ważnym było, że mimo tak strasznych przeżyć zdecydował się być prawym człowiekiem i na każdym kroku stara się pomóc drugiemu człowiekowi. Oby jego przesłanie dotarło do największej liczby osób.
Autor : Kinga Kaczmarek
Korekta: Renata Bartczak
Marzena Wojtkowiak